Strona 1 z 1

Jaryło

: 07 lip 2010, 13:50
autor: Noruj
Krótkie opowiadanie w klimatach fantasy : )
Napisane już z półtora roku temu.
Pokazałem na ultimie to i tu zaprezentuję.
Próba sprawdzenia się w pisarstwie : p
„ Wąpierz w karczmie”
Ridder wolnym krokiem wszedł do bezimiennej gospody. Od razu poczuł woń mocnego alkoholu i smrodu pospólstwa. Na ustach kapłana pojawił się krzywy uśmiech. Karczma była całkiem spora, mieściło się tutaj kilka dużych stołów i rozpadające się schody na piętro. Ludzie byli tak upici, że nie zauważyli przybysza, który skierował się w stronę karczmarza. Posturą ten przypominał puszystego krasnoluda i był jedną z nielicznych osób, którą można było posądzić o trzeźwy umysł. Właśnie wrzeszczał na jakiegoś pachołka opluwając przy tym jego spitą twarz.
- I po co żeś z tym ganioł do miasta!? – wrzasnął, a na twarzy młodziaka pojawił się krzywy grymas.
- Witajcie karczmarzu, problemy jakoweś macie? – Ridder spoczął przy ladzie.
Chłopak natychmiast wykorzystał okazję i czmychnął. Zapewne po to, aby obalić następną flaszkę.
- A ty co? Inkwizycja świętuchna? – odwarknął w stronę przybysza.
- Można tak to ująć – odpowiedział kapłan i pokazał rozmówcy srebrny sygnet ze znakiem zachodzącego słońca.
Na twarzy karczmarza pojawiło się przerażenie.
- Witam najjaśniejszego kapłana w mojej gospodzie. Ja i żonka mojuchna od wielu pokoleń najwierniejszymi wyznawcami Chorsa…
- Nie twoją wiarę sprawdzić przybyłem, a pokój wynająć chciałem. Widzę jednak, że problemy w gospodzie macie. Mało klientów?
To właśnie irytowało Riddera w byciu kapłanem. Ludzie żyli w przekonaniu, że rolą jego zawodu było palenie niewiernych i szerzenie słowa Chorsa. Natomiast dla nich był on tylko kolejnym bogiem z świętej czwórki. Ludzie wybrali go na stworzyciela świata, a kapłanów za jego pośredników. Czasami bywało to pomocne, ale w rzeczywistości ich rola była zupełnie inna. Szkolili ich w mieście Tundur w północnej części starego imperium. W samej stolicy Metedengladu. Uczyli ich władać bronią, wyzwalać magię, udzielać pierwszej pomocy. Dowiadywali się o najróżniejszych potworach i innych inteligentnych rasach. Można by rzec, że ich rola była błaha. Wyruszali na gościniec, aby nieść ludziom pomoc, ale było ich niewielu i znali się na swoim fachu. Czasem przegonili Disy z wioski, a to zajęli się topielcami, to rozwiązali konflikt czy pomogli rannemu.
- Ano… wąpierza podejrzewam w gospodzie… - rzekł niechętnie.
- Wśród gości?
- Ano.
- Ktoś tu mieszka na stałe?
- Cztery osoby, przyjezdni.
- Z tym poleciał ten chłopak do miasta? – kontynuował Ridder.
- Ano - odpowiedział cicho karczmarz.
- To czemuś na niego rzyć wydarł? – zapytał, a na twarzy rozmówcy pojawiła się ogłupiała mina.
- No wie Kapłan, jak mi się straż zleci to zaraz rozkradną wszystko. Wolę samemu sprawuchę załatwić.
- Więc… ja się tym zajmę za sto tokenów – odpowiedział szybko Ridder.
- Sto!? – karczmarz miał minę, która wyrażała przerażenie zarówno tą kwotą jak i skutkami ewentualnego odmówienia.
- Niech będzie panie Kapłan. Można poznać miano pana Kapłana? – minę miał niechętną, ale wiedział jak się zachować.
- Ridder z Brego.
- Perun z… karczmy – rzekł z wymuszonym uśmiechem, ale przybysz nie zwrócił na to uwagi. Jak na razie nie interesowało go pochodzenie właściciela gospody.
- Daj coś do picia i strawę jakąś. Pogadamy o tym wąpierzu – była późno noc, a Ridder był znużony podróżą. Karczmarz po prędce podał jakieś jadło i piwo. Trunek był podły, a barani udziec przypalony, ale kapłan jadał o wiele gorsze rzeczy.
- No to mówże więcej o tym wąpierzu – powiedział Ridder, kiedy już najadł się do syta.
- No… dziwny z niego gość, nie zabija. Ino kąsa.
Ridder westchnął. Dla niego to nie było dziwne. Wąpierz żywi się ludzką krwią, ale gdy zabiję swoją ofiarę, to tym samym czynią ją podobną sobie. Nie może nawet zabić kogoś jak mu rzyć zawraca. Nie może także zginąć śmiercią naturalną i jest podatny na magię, a oprócz tego nie różnił się niczym od człowieka. Kły wyrastały mu dopiero wtedy, kiedy zabierał się do ucztowania. Ludzie tacy jak Perun z pewnością uważają, że wąpierz w nocy zakłada czarną szatę z kapturem i czci demony.
- Zamykasz szczelnie gospodę?
- Pewno! Ino ja klucze mam.
- Kto wynajął pokój?
- Bidar, Silon i Danken – Perun z wielkim wysiłkiem wyliczał na palach.
- Powiedz o nich coś więcej – kapłan był cierpliwy, od dawna nie miał żadnej roboty, a i sakiewka nazbyt ciężka nie była.
- Ano, Bidar to zwykła moczymorda, ledwo mi sukinsyn za pokój płaci na czas. Silon robi na budowie. Wspominał, że zarobi trochę i wyjeżdża. Myślim, że to on krwiopijcą jest… - powiedział karczmarz drapiąc się po głowie.
- Nie trudź się myśleniem, ja się tym zajmę. Co z Dankenem?
- Ano, nie wim dokładnie. Chyba stary żołnierz z Bachus.
- Dobrze. Daj jeden pokój, musze wypocząć. Jutro zajmę się tą sprawą – powiedział ze zmęczeniem Ridder.
Karczmarz podał mu mosiężny klucz i wskazał schody na górę. W karczmie było tylko kilka osób, kapłan wstał i ruszył na górę. Dotarł na szczyt i stanął w krótkim korytarzu. Po każdej ze stron było pięć par drzwi. Ridder spojrzał na numerek na kluczu i odnalazł swój pokój. Otworzył drzwi i wszedł do pokoju. W środku było zadziwiająco czysto, przy ścianie po lewej stronie stała szafka, a nad nią lustro. Na końcu pomieszczenia stało rozklekotane łóżko. Kapłan zamknął drzwi na klucz. Podszedł do lustra i uważnie się sobie przyjrzał. Ostatnie lata poważnie go zniszczyły. Twarz miał zmęczoną i powoli starzejąca się. Miał długie czarne włosy. Często zaniedbane. Następnie spojrzał na swoją skurzaną kurtkę. Ona również wymagała drobnej odnowy. Paski były już zdarte, a i kilka dziur by się znalazło. Tym bardziej kapłan potrzebował pieniędzy. Ridder odłożył na szafkę młot. To jedyna naprawdę wartościowa rzecz, którą posiadał. Jednoręczny, ale całkiem spory był wykonany z najlepszego materiału. Kapłani rzadko nim walczyli, była to raczej cecha charakterystyczna tej kasty. Poza tym zwykle mieli też normalne długie miecze. Tak i również było w tym przypadku. Ridder położył ostrze koło łoża i usiadł na podłodze. Zaczął medytować, robił to co wieczór, aby być skoncentrowanym i tracić mniej energii przy czarowaniu. Po godzinie wstał, złożył dłonie w trójkąt, wycelował w drzwi i wyszeptał kilka niezrozumiałych słów. Natychmiast poczuł falę zmęczenia. Rzucił zaklęcie ochronne na wejście do pokoju. Każda osoba, która przekroczy próg tego pokoju, a nie będzie to Ridder, zostanie oszołomiona. Jeśli wywoływacz zaklęcia przekroczy próg to zaklęcie zostanie zdjęte. Takie czary zwykle wymagały dużej kondycji, a kapłan był na skraju wyczerpania. Położył się na łóżku i zamknął oczy. Nie było wygodne, ale zawsze lepsze od twardej ziemi, albo cuchnących bagien.

***


- Złe nowiny – rzucił Perun następnego dnia, kiedy przybysz zszedł na dół.
Ridder uśmiechnął się i usiadł przy stole. W karczmie nie było nikogo, oprócz tego parobka, którego ostatniego wieczoru zawrzeszczał szanowny karczmarz. Perun rzucił się do kapłana.
- Podać coś? Piwa? Wina? – Ridder tylko uniósł dłoń, aby uciszyć karczmarza.
- Kto to? – spytał po chwili wskazując głową na młodzieńca.
- Syn mój – mruknął Perun
- Co to za nowina?
- Ano… Wąpierz pokąsał następnego gościa. Wyjechał z wioski o świcie.
Kapłan chwilę się zastanawiał, po czym przemówił.
- Dobrze, wpadnę tu później. Bywaj - rzekł, wstał i wyszedł.
Padało, jak zwykle. Nie była to ulewa, ale zwykły codzienny kapuśniaczek. Ridder znajdował się w środku Starego Imperium. W wiosce, która była umiejscowiona na bagnach. Domy był zarośnięte i zaniedbane. Kapłan ruszył przez rozmokła ścieżkę aż na skraj wioski. Ludzie patrzyli na niego z dziwnym zainteresowaniem. Przy wejściu do wioski budowano maleńką wieżyczkę. Robiło przy tym kilku wieśniaków.
- Który z was to Silon? – zapytał, a wszyscy popatrzeli na niego z tępym wyrazem twarzy.
- Ja – odpowiedział najmniejszy z nich i podszedł do kapłana.
- Witaj, zwą mnie Ridderem, albo kapłanem.
- Czego chceta?
- Mam kilka pytań. Słyszałeś o tej aferze z wąpierzem? Ile tu zabawisz?
- Słyszałem o tym krwiopijcy. Zarobię trochę grosza i już mnie nie ma w tej przeklętej wiosce.
- Rozumiem, wybacz, że przeszkodziłem ci w pracy. Bywaj.
Kapłan usiadł na kamieniu przy drodze i przez dłuższą chwilę wpatrywał się przed siebie. Co jakiś czas przejechał jakiś wóz, albo posłaniec na koniu. Ridder wyciągnął z kieszeni wiekowy bursztyn. Ofiarowała mu go bliska jego sercu elfka. Właśnie w tym tkwił problem. Mimo, że wiele tak temu dwie rasy zasiedliły Metedenglad, to ludzie oślepieni chciwością przegonili elfy z ich miast i wsi. Do dzisiejszego dnia żądne zemsty elfy ukrywają się gdzieś w lasach Nowego Imperium. Ridder poznał Miccaotli kilka lat temu, w czasie pogromu Nen Girith. Jako kapłan, nie mógł wziąć w tym udziału. Co prawda, miał za zadanie walczyć z nieludźmi, ale elfy i krasnoludy, byli traktowany jak ludzie. Tak było kiedyś. Pomógł Micce uciec. W tych okolicznościach się poznali. Kapłan uśmiechnął się krzywo, wstał i ruszył do gospody. W środku Perun podszedł do niego i wyszeptał.
- Mam nowiny…
Ridder usiadł przy ladzie, a karczmarz natychmiast podał mu kufel grzanego miodu.
- Więc? – zapytał Ridder upijając łyka.
-- Wim kto wąpierzem jest. Możesz przerwać śledztwo – oznajmił uradowany.
- To ciekawe, a któż nim jest?
Karczmarz rozejrzał się po pustej karczmie i szepnął.
- Silon…
- Silon powiadasz? Jak to wywnioskowałeś?
- Już mówim. W każdym pokoju zawsze wieszam lusterko. W jego pokoju nima go. Musiał schować, a ludzie w świecie gadają, że wąpierz się swojego odbicia boi.
- To faktycznie cenna informacja – odpowiedział Ridder, ale mocno w to wątpił. Karczmarz chciał za wszelką cenę doprowadzić do końca śledztwa. Kapłan dobrze wiedział, że wąpierzowi nie szkodzi jego odbicie.

***


Nadeszła kolejna noc. Kapłan przesłuchał Bidara, który zdawał się być zwykłym wędrownym bardem. Po krótkiej medytacji rzucił ponownie na drzwi zaklęcie ochronne i ułożył się na łóżku. Zasnął, ale ten odpoczynek nie miał trwać długo. Niespełna godzinę później głowę kapłana przeszyła fala energii. Ridder natychmiast się zbudził. Drzwi do jego pokoju stały otworem, a u progu leżał syn karczmarza. Kapłan założył uzbrojenie i podszedł do niego. Nie był oszołomiony, on nie żył. Głowę Riddera naszło mnóstwo hipotez. Nie tylko jego drzwi były otwarte, pokój Bidara również stał otworem. Kapłan wyjął cicho miecz i zajrzał do pomieszczenia. Bidar leżał bezwładnie na łóżku. Na szyi miał kilka śladów ukąszenia. Kapłan nie miał wyboru, bard nie żył. Zamachnął się mieczem i wyszeptał kilka słów. Uchroniło to trupa przed ożywieniem w postaci wąpierza. Z dołu słychać było głośne rozmowy i śmiechy. Widocznie karczma przepełniała się w nocy. Kapłan zszedł na piętro, przy stołach siedział tłum wieśniaków. Praktycznie cała wioska. Na twarzy karczmarza pojawił się strach. Zaczął rozglądać się po gospodzie.
- Perun! – zawołał Ridder podchodząc do niego z wyciągniętym mieczem.
- Wiem, kto jest wąpierzem. Cieszysz się?
- Gdzie jest mój syn? – zapytał śmiałym tonem.
Lud w karczmie uważnie przysłuchiwał się tej rozmowie.
- Twój syn? Skoro o nim mowa, to miałbym do ciebie pytanie. Jak mogłeś spłodzić coś takiego? Skazałeś go na wąpierzy los.
- O czym ty mówisz? – głos mu drżał.
- Ta sprawą, z którą był w mieście. To nie o to chodziło, nieprawdaż? Chciałeś wplątać w to Silona. Zabijałeś innych podejrzanych. Schowałeś lustro. To dlatego nie chciałeś powiedzieć skąd jesteś. Pewnie, twoja rodzina wyginęła ze starości kilka wieków temu, a wiesz, że mógłbym to sprawdzić – na twarzy Peruna pojawiła się złość.
- Wydaję ci się, że wszystko wisz? – karczmarz walczył.
- Tak właśnie myślę.
Karczmarz uśmiechnął się i cicho zaśmiał. Ridder nieco się zakłopotał. Zaczął rozglądać się po karczmie. Z wieśniakami było coś podejrzanego. Oni… nie jedli. Na stołach stały tylko kufle z trunkami. Nikt nic nie jadł. Ridder zaczął rozumieć.
- Wszyscy… jesteście wąpierzami? – zapytał z nutą strachu w głosie. Oczekiwał, że wszyscy złowieszczo kiwną głowami i wysuną kły, ale oni siedzieli cicho przy stołach ze smutnymi twarzami.
- Kapłanie. Taka jest cena za pobyt w naszej wiosce, my kąsamy przyjezdnych, w zamian za pobyt w wiosce. Nie robimy nikomu nic złego. To uczciwa propozycja.
Do karczmy wszedł Silon. Był nieco pijany, ale widocznie natychmiast zrozumiał, o co chodzi.
- Chorsie przenajświętszy – wyjąkał, a karczmarz kontynuował.
- Ten, kto opuści naszą wioskę, już nigdy do niej więcej nie trafi. Odejdź…
Kapłan był rozdarty. Z jednej strony zawód nakazywał mu pozbyć się wszelkich nieludzi jakich spotka, ale z drugiej strony, oni faktycznie byli tylko biednym społeczeństwem, które zostało zmuszone do takiego życia. Ridder schował miecz i ostrożnie zaczął cofać się do drzwi. Karczmarz sięgnął za ladę, na co kapłan wyjął ponownie broń.
- Spokojnie – rzekł i rzucił w jego kierunku sakiewkę.
- Obiecałem ci sto tokenów – rzekł z uśmiechem.
Kapłan spojrzał na wypchaną sakwę i skusił się na krzywy uśmiech.
- Bywaj Perun – i wyszedł ciągnąc za sobą ogłupiałego Silona.
- Kapłanie, nie zabijesz ich? – powiedział, a waliło mu z ust Jaryłem. Popularną wódką w Starym Imperium.
- Nie, a dlaczego pytasz?
Na twarzy Silona pojawił się cień strachu, zaczął biec, ale po kilku krokach przewrócił się. Kapłan podszedł do niego i spytał.
- O co chodzi? – ale nie musiał usłyszeć odpowiedzi. Rozległ się wielki huk, a cała karczma stanęła w płomieniach. Ridder westchnął.
- Skąd miałeś środek wybuchowy?
- Zrobiłem… Proszę, nie zabijaj mnie… - Silon prawie się popłakał.
Kapłan spojrzał na karczmę, wsłuchując się w krzyki wąpierzy. Mimo wszystko płonący budynek na tle nocy robił wrażenie.
- Wybieram się do Nen Girith, będziesz mi towarzyszył? – rzekł przypinając sakiewkę do pasa.

Re: Jaryło

: 07 lip 2010, 14:24
autor: Powczan
odpowiedział Rider, ale mocno w to wątpił.
Myślałem, że to imię pisze się przez dwa "d" ;P

A co do tekstu, to myślę, że nieźle Ci idzie. Na początku zobaczyłem tekst i nie chciało mi się go czytać ( ehh, lenistwo ;P ), ale przeczytałem pierwsze zdanie i reszta tak jakoś sama się przeczytała xD

Ogólnie - podobało mi się. Dzięki stylowi (?) pisania nawet prosta gadanka nie nudziła mnie tak jak w niektórych książkach ( "no szybciej, kończcie gadać, bo chcę żeby coś się działo :lol: " ). Sam też kiedyś pisałem takie opowiadania, ale były badziewne poza tym pisałem je kiedy miałem może z 6, 7 lat.

No i - chcę więcej ;P

Re: Jaryło

: 07 lip 2010, 14:34
autor: ŻbiXs
Noruj pisze: (...) i jest podatny na magię, a oprócz tego nie różnił się niczym od człowieka.
Wiem, że to możliwie głupie pytanie, ale chcę się tylko upewnić: W wykreowanym przez ciebie świecie ludzie nie są w większym stopniu podatni na działanie magii? :-o
Noruj pisze: Zarobię trochę gorsza i już mnie nie ma w tej przeklętej wiosce.
:wink:

Re: Jaryło

: 07 lip 2010, 14:45
autor: Noruj
Dzięki za wypisanie literówek.
W wykreowanym przez ciebie świecie ludzie nie są w większym stopniu podatni na działanie magii?
Nie.
"Istoty magiczne" są bardziej podatne na magię niż ludzie.

Re: Jaryło

: 07 lip 2010, 16:02
autor: GameBoy
Ridder wolnym krokiem wszedł do bezimiennej gospody. Od razu poczuł woń mocnego alkoholu i smrodu pospólstwa. Na ustach kapłana pojawił się krzywy uśmiech.
Jak mniemam koleś, który wszedł to kapłan, ale nie jest to oczywiste.
był jedną z nielicznych osób, którą można było posądzić o trzeźwy umysł.
To zdanie ma dziwną składnię, lepiej by było chyba "można było posądzić o posiadanie trzeźwego umysłu"
wrzasnął, a na twarzy młodziaka pojawił się krzywy grymas.
Grymas sam w sobie jest krzywy.
Chłopak natychmiast wykorzystał okazję i czmychnął, zapewne po to, aby obalić następną flaszkę.
Przecinek! Nie kropka.
- A ty co? Inkwizycja świętuchna? – odwarknął w stronę przybysza.
Mógłbyś napisać, że odwarknął, gdybyś zasugerował wcześniej, że przybysz też na niego warknął. ;p
To właśnie irytowało Riddera w byciu kapłanem. Ludzie żyli w przekonaniu, że rolą jego zawodubyło palenie niewiernych i szerzenie słowa Chorsa.
Ludzie żyli w przekonaniu, że jego rolą było[...]

Więcej mi się nie chce wypisywać. ;p

Masz tu jeszcze małą radę.
Unikaj takiego pisania dialogów:
Blah blah blah - powiedział z przekorą
To "z przekorą" jest zupełnie nie potrzebne. Z dobrego dialogu czytelnik sam wyczuje, że słowa były mówione z przekorą. Jeśli musisz dodawać takie rzeczy to znaczy, że dialog nie jest zbyt dobry i lepiej napisać go jeszcze raz. ;p

W ogóle to polecam tą książkę, można z niej wynieść dużo cennych porad. :)
http://www.sklep.gildia.pl/literatura/5 ... emieslnika

Re: Jaryło

: 08 lip 2010, 18:08
autor: Darkfault
Świetna lekturka, dzięki :)