Strona 1 z 1

Magia słowa pisanego, czyli co mnie spotkało [opowiadania]

: 23 gru 2013, 18:26
autor: Hubertov
Siemanowice! Przedstawiam wam tutaj historię, które wydarzyły się na prawdę (imiona zmienione jedynie). Wszystko jest prawdziwe, żadnych przekrętów. Zapraszam do lektury, proszę o oceny i życzę wesołych świąt.


To było piękne, słoneczne popołudnie. Na niebie ani jednej chmurki, jak to zwykle bywa pod koniec wakacji.

-Artur, daleko jeszcze?- spytałem.

-Pójdziemy tam drogą na Więckowskiego.

Dalej szliśmy w milczeniu. Nie było czasu na rozmowy, chcieliśmy jak najprędzej tam dotrzeć. Z każdym krokiem wzrastała moja ciekawość- w końcu nigdy tam nie byłem. Wiele opowieści słyszałem o tym miejscu, czy zmyślone-nie wiem, na pewno barwne i tajemnicze. Skręciliśmy w
zagajnik. Dalej szliśmy piaskową dróżką, w końcu zza zakrętu wyłoniło się kilka budynków. Wszystkie były opuszczone i od dawna niezamieszkane.

-To tutaj.

-Dawaj tutaj wejdziemy- odpowiedziałem, wskazując na budynek.

Przedzieraliśmy się przez las pokrzyw. Ręce bez przerwy jeździły po łydkach. Podszedłem do drewnianej szopki o dziwnym kształcie. Byłem coraz ciekawszy. Stara, sypiącą się szopka z przybudówką, na kształt małego, niewysokiego garażu. Azbestowy, porośnięty bujnym mechem daszek na tejże przybudówce, widać, że czas się tutaj zatrzymał.

-Idę pierwszy- moja ciekawość nie dawała za wygraną.

Złapałem się daszku. Próbowałem się podciągnąć, ale udało się to dopiero za drugim razem. Udało się! Przerzedły mnie ciarki. Myślałem, że daszek zaraz się zapadnie. Zauważyłem małe okienko w drewnianej ścianie. Stąpając ostrożnie wszedłem do środka. Nawet nie czekałem na Artura. Po wejściu uderzył mnie przepiękny zapach wiekowego siana. Cała podłoga była usłana sianem.

-Uważaj, tu są dziury, idź bokiem, to nic nie będzie!- usłyszałem stłumiony głos Artura.

Zrobiło mi się gorąco, stałem na samym środku! Niezgrabnym skokiem znalazłem się przy ścianie. Złapałem się grubej belki. Odetchnąłem z ulgą. Na końcu pomieszczenia była dziura w podłodze. Dwa tęgie, drewniane, ustawione w poprzek drągle zachęcały do zejścia.

-E, a tam do da się wejść?- spytałem tonem wyraźnie bez odmownym.

-Wszytko się da!

Spokojnie podszedłem do dziury. Zacząłem się nieco bać- jeden zły ruch i nie było by wesoło. Postawiłem stopę na wystającej cegłówce. Całe ciało przeszyły ciarki. Cóż za pech! Brak równowagi! Poczułem ostry ból w palcach. Instynktownie złapałem się belek. Uderzenie gorąca ocuciło mnie. Wisiałem nad ziemią trzymając się drewnianych drągli. Sprawny skok i stałem na ziemi. Zapach nie był już taki przyjemny. Śmierdziało kurzem i zgnilizną. Zabrudzone okna nie przepuszczały już tyle światła. Przy zapajęczynowanej ścianie stało kilka starych telewizorów. Całe matowe od zalegającego kurzu. Przez myśl przeleciały mi wszystkie horrory i creepypasty. W takich warunkach nie trudno o klaustrofobię. Artur w końcu dołączył do mnie. Nie mieliśmy zamiaru dłużej przebywać w tym miejscu. Artur podszedł do masywnych, drewnianych drzwi i potraktował je butem. Słychać było głuchy huk. Drzwi ani drgnęły. Na twarzy Artura zarysowało się zdziwienie.

-Tędy- powiedział Artur, wskazując na kwadratowy otwór w ścianie.

Otwór, bardzo nietypowy, górna krawędź sięgała mi do kolana. Zacząłem się przez niego przeciskać. Czułem strach. Nie było to łatwe zadanie. Oddech stał się ciężki. Musiałem odsapnąć. Podniosłem głowę- widok niesamowity! Wszystko- strach, zmęczenie, zniechęcenie odeszło w niepamięć. Zastąpiła je niepohamowana żądza poznania. Ciekawość była nie do zniesienia. Na środku zagraconego pokoju stał ogromny kufer z metalowym obiciem.

Ciąg dalszy nastąpi =]

Re: Magia słowa pisanego, czyli co mnie spotkało [opowiadani

: 24 gru 2013, 18:52
autor: Daisetsu
Nawet niezłe. Tym bardziej, że wydarzyło się naprawdę - zawsze to taki czynnik zachęcający :).
Niezbyt długie i niezanudzające opisy, narrator pierwszoosobowy mówi co myśli - mi się podoba.

Czekam na dalszy ciąg :)

Re: Magia słowa pisanego, czyli co mnie spotkało [opowiadani

: 06 sty 2014, 21:29
autor: Hubertov
Daisetsu pisze:Nawet niezłe. Tym bardziej, że wydarzyło się naprawdę - zawsze to taki czynnik zachęcający :).
Niezbyt długie i niezanudzające opisy, narrator pierwszoosobowy mówi co myśli - mi się podoba.

Czekam na dalszy ciąg :)
Fajnie, fajnie- cieszę się, że się podoba :wink:

A teraz ścinająca krew w żyłach historia dosłownie sprzed chwili:

"Cmentarz"

- Patrz! Widziałeś?!

- No, czarny kot- spokojnym tonem odpowiedział mi Artur.

- Gdzie tam kot, przecież to był lis!

Artur zawiesił ręce na płocie i spojrzał w głęboką ciemność za szosą.

- Ej, idziemy?- spytał wskazując na miejsce w które pobiegł lis. Uśmiechnąłem się tylko. Po chwili przeczesywaliśmy teren za drogą. Kari złapała trop. Mocnym szarpnięciem wyprowadziła mnie z równowagi. Padłem jak długi na ziemi.

- Osz ty suko!

Pies żałośnie zwiesił głowę okazując skruchę. Wstałem i rozejrzałem się dookoła. Spojrzałem na cmentarz w oddali. Piękne, małe światełka... Ponure miejsce wołało nas do siebie. Zdrowy rozum podpowiadał mi „nie idź, nie idź!” ale ciekawość zwyciężyła.

- To co?- wymownie spojrzałem na cmentarz. Odpowiedział mi uśmiech Artura. Krok za krokiem, zbliżaliśmy się do celu. Czułem się nieswojo. Nie bałem się, to było dziwne uczucie nie do opisania. Krok za krokiem, żadnych dźwięków, nie jeżdżą samochody. Stanęliśmy przed bramą.

Metalowe wrota, a za nimi pełno mogił. Bił stąd chłód. Suka się odsunęła, pewnym ruchem szybko przyciągnąłem ją do nogi. Dziwne uczucie nie mijało, ale doszedł do niego lekki strach. Wchodzimy. Rozglądam się chcąc trochę się rozluźnić. Wielki drewniany krzyż na pochmurnym, księżycowym niebie zdawał się patrzeć na mnie. Wtem podskoczyłem! Co to było? Jakby cień przemknął między grobami. Przeszyły mnie dreszcze, a fala gorąca rozeszła się po ciele. Nie chciałem o tym mówić Arturowi. Kari podniosła uszy i wsłuchiwała się w ciszę. Martwą ciszę.

Krok za krokiem szliśmy dalej. Kiedy weszliśmy w alejkę z drzewami, przypomniała mi się historia opowiedziana przez pewną osobę. Podobno to tutaj, przy starych, „poniemieckich” mogiłach kiedyś widziano ducha. To miejsce zdecydowanie ścina krew w żyłach. Dręczył mnie strach. Zawsze to ja kogoś straszyłem, ale teraz role się odwróciły. Te dziwne uczucie dalej mną szargało. Martwą ciszę przerwał powiew wiatru. Drzewa zaszumiały złowieszczo. Usłyszałem hałas! Widziałem to! Zza drzewa wystawała ręka! Adrenalina osiągnęła maksimum. Odruchowo rozglądałem się szukając miejsce. Na szczęcie nie było to potrzebne, bo ręka zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Oddech stał się ciężki. Próbowałem zebrać myśli.

- Spadamy stąd!- powiedziałem zdecydowanym głosem.

-Ale cze...- Artur nie zdążył tego wypowiedzieć, bowiem złapałem go za ramię i pociągnąłem w stronę wyjścia. Kilka szybkich kroków i już byliśmy za cmentarzem.

- Co się stało?

- Widziałem rękę...- odpowiedziałem poważnym tonem

- Haha, znów mnie straszysz!

- Mówię na prawdę!

- To na pewno była jakaś wstęga z wieńca, czy coś takiego- Artur nadal nie dowierzał.

Zamyśliłem się. Nie byłem już taki pewny, czy to była wstęga, czy ręka. Bardziej stawiałbym na to pierwsze. Uspokojeni wracaliśmy do domu. Znów poczułem uderzenie gorąca i strach- kto wiesza wieńce na drzewach?


Czytajta i oceniajta 8) Dodam że to wszystko prawda i nic nie przekręcam.