Dzięki za ciepłe słowo. Mam w planach dwa duże opowiadania, ale nie jestem chyba jeszcze gotowy na takie wyzwanie. Zresztą, zobaczymy. Co do dialogów - one są najprzyjemniejszą częścią tworzenia gry, to inne aspekty procesu twórczego mnie mocno spowalniają =p
Poniżej nowe opowiadanie - short o pewnym znanym detektywie. Nie umieściłem na stronie, bo w planach jest póki co inna publikacja.
Sztuka dedukcji
- Sześć równoległych linii na gardle ofiary sugeruje, że została zamordowana przy pomocy bardzo zmyślnego narzędzia. Albo zmutowanej łapy z pazurami.
Doktor Watson przyjrzał się śladom na szyi młodej kobiety - córki potentata atlantyckiego handlu tytoniem, której ciało znaleziono rano w jednej z opuszczonych chat na przedmieściach Londynu.
- Drogi Holmesie, dużo bardziej od rany na gardle interesują mnie ślady butów. Zauważyłeś oczywiście, że w błocie walającym się wszędzie dookoła odciśnięto trzy różne ślady stóp?
- Watsonie, czasem rozczula mnie twoja naiwność – powiedział detektyw i zamknął oczy szukając czegoś w pamięci. - Nie tylko to zauważyłem, ale również przeanalizowałem. Trzy różne rodzaje śladów – dwa lewej stopy i jeden prawej – sugerują, że morderców było dwóch. Albo jeden, za to po niecodziennych przejściach w laboratorium.
- A co z kawałkiem fioletowego materiału, który zaczepił się o wystający gwóźdź? - dopytywał się lekarz.
Sherlock otworzył oczy i wyjął z kieszeni płaszcza purpurowe zawiniątko.
- Jeśli przyjrzysz się dokładniej, czego oczywiście po tobie nie oczekuję, zauważysz, że mimo jedwabistej tekstury materiał jest wyjątkowo gruby. Strzelałbym, że to trykotyna – gatunek jedwabiu spotykany dzisiaj jedynie w Norwegii. Służy do ozdabiania zimowych futer, co mogłoby sugerować, że jeden z morderców w ten właśnie ubiór był odziany – Holmes podszedł do przyjaciela i podstawił mu znalezisko pod nos. - Mogłoby, ale tylko partacz poprzestaje na pierwszym wrażeniu. Po dokładniejszych oględzinach bez żadnych wątpliwości mogę stwierdzić, że materiał nigdy nie był impregnowany, co wyklucza jego przemysłowe wykorzystanie. Powinniśmy zatem założyć, że morderca nie miał na sobie norweskiego futra, a jedynie posiadał nieobrobiony jeszcze kawałek trykotyny, najpewniej przypadkiem zabrany na miejsce zbrodni.
Watson stanowczo odsunął dłoń przyjaciela i z założonymi za plecami rękoma zaczął chodzić po pokoju.
- Biały nalot w okolicach dolnej wargi? - spytał nie patrząc na Holmesa.
- Narkotyki lub porcelana służąca do wykańczania kręgli. Stawiam na to pierwsze.
- Zapach unoszący się w całym pomieszczeniu?
- Wyjątkowo mierne perfumy od Grossmitha sugerujące osobnika o słabym węchu i głębokiej kieszeni, który pozuje na arystokratę. Bo alchemiczne mikstury wykluczam.
- A co z... - Watson chciał kontynuować wyliczankę, ale w drzwiach pojawił się inspektor Lestrade ciągnący coś za plecami.
- Może ty mi to wytłumaczysz, Holmes? - syknął poirytowany policjant wypychając na środek pokoju jakąś postać. - Kręcił się w pobliżu tej szopy.
Tajemniczym przybyszem okazał się postawny blondyn w grubym, fioletowym futrze. Sherlock od razu zauważył dodatkową stopę zrośniętą pod dziwnym kątem z prawą nogą, a także sześciopalcową dłoń zakończoną wyjątkowo długimi paznokciami. Z jednej kieszeni wystawał mu kręgiel, z drugiej – fiolka z płynem fosforyzującym na bladozielono.
- Widzisz, Watsonie? - powiedział wskazując przybysza palcem. - To jest właśnie trykotyna.